Zaufanie

 

Zaufanie

 

Irena miała dwóch braci. Jeden miał rodzinę, drugi – problem alkoholowy.

Obu braci Irena kochała jak wilczyca i o obu starała się dbać. Zwłaszcza, że dbała o nich od zawsze, odkąd pamiętała. Ich matka zmarła młodo, ojciec sobie nie radził.

Własnej rodziny Irena nie miała. Potrzebę bliskości realizowała poprzez opiekę nad braćmi. Była od nich starsza o klika lat. Traktowali ją jak matkę. Słuchali we wszystkim.

Młodszy brat miał żonę i dzieci. Dzieci już dorosłe,  na życie zarabiały same i wiodły je , owo życie, po swojemu. Żona, od lat samodzielna, sypiała osobno. Któregoś  pięknego dnia, podczas nieobecności męża,  spakowała walizki i odeszła. Charakter męża, ukształtowany przez Irenę, nie pozwalał na dalsze życie pod jednym dachem.

Drugi brat żył sobie po cichu i  samotnie. To „po cichu” czasem bywało głośne, jak to w życiu alkoholika bywa. Emerytura przyszła jakoś za szybko. ilość pieniędzy w portfelu zmniejszyła się. Pracy dodatkowej nie bardzo szukał. Czasem, a nawet częściej niż czasem, decydował więc, że czynsz  za mieszkanie opłaci później. Potrzeba prowadzenia bujnego życia towarzyskiego była silniejsza niż jakiekolwiek zobowiązania. „A zresztą – przecież jakoś to będzie…” – myślał.

Tymczasem w spółdzielni dług rósł…

Wezwania do zapłaty ułożyły się w niezły stosik. Stosik powodował strach , a strach najłatwiej było utopić w wódce. I tym sposobem, kolejna pismo lądowało na kupce, aż do czasu, kiedy najstarszy brat poczuł, że stoi pod ścianą.

Przy okazji sprzątania, Irena stosik znalazła. Bomba wybuchła! Było głośno, żałośnie. Słowa latały jak młoty. Brat się tłumaczył. Irena płakała. A rozwiązania nie było!

Z własnej emerytury Irena nie miała szans spłacić długów brata. Zapadła więc decyzja o sprzedaży mieszkania. Nie było wyjścia! Zastanawiała się jak to zrobić, żeby zdobyć pieniądze na długi i  zapewnić dach nad głową bratu. Przecież do siebie go nie weźmie. Inna rzecz opiekować się z daleka a inna mieszkać razem! Od czasu, kiedy wyprowadziła się z domu rodzinnego, wciąż mieszka sama i wolałaby, żeby tak zostało.

Mieszkanie  duże, rozkładowe, trzypokojowe, nadawało się do generalnego remontu. To obniżało jego wartość, ale dawało też szansę na łatwiejsze znalezienie nabywcy. Bratu było wszystko jedno, Irenie nie bardzo. Bo pieniądze dla Ireny były bardzo ważne!

Rozwiązanie przyszło samo.

Zadzwonił młodszy brat, porzucony przez żonę. Pożalił się, że świat mu się znów sypie, córka chce się wyprowadzić! Wprawdzie się nie spieszy, ale szuka mieszkania.

Irena w tryumfie uniosła ręce ku niebu. To jest to!

Szybko nawiązała kontakt z Kamilą.  Powołując się na więzy rodzinne, współczucie  i korzyści –  zaproponowała rozwiązanie.

– Ty szukasz mieszkania, ale ci się nie spieszy, to zróbmy tak! Wuj przecież młody nie jest, za to schorowany. Mieszkanie ma duże. Idealne dla rodziny, którą ty przecież kiedyś założysz. Ja ci pomogę. Dam część pieniędzy. Jak nie teraz, to jak się wprowadzać będziesz. Spłacimy dług. Ty potem czynsz będziesz płacić i mieszkanie będzie twoje!

Kamila pomyślała – no przecież to rodzina, trzeba pomóc. A poza tym, kredytu uniknie. Poczeka trochę, ale to nic!

Kierowana jednak jakąś ostatnią odrobiną rozsądku postanowiła porozmawiać z pośredniczką, która pomagała jej znaleźć mieszkanie. Rozważyły za i przeciw. Pośredniczka czuła, że traci klientkę. Jednakże uczciwa z natury, rady udzieliła. Zalecała załatwić sprawę formalnie. Aktem notarialnym. Z wpisem do księgi wieczystej. Koniecznie!

Irena miała większą siłę przebicia niż pośredniczka.

– przecież rodziną jesteśmy. Dziedziczysz po mnie. Nie skrzywdzę cię. Po co zaraz notariusz!

I stało się.

Kamila dług spłaciła.  Należny czynsz płaciła regularnie – zgodnie z umową, przez kilka kolejnych lat.

Wuj zmarł.

Irena mieszkanie po bracie sprzedała. Miała prawo, miała testament. Pieniądze zasiliły jej konto. Na konto Kamili przelała sumę równą kwocie, jaką Kamila wpłaciła do spółdzielni, spłacając dług wuja. O czynszu jakby zapomniała. Mieszkanie wynajęła. Nie czuła się w obowiązku oddać je Kamili – nie było na to stosownych papierów!

A Kamila…no cóż. Straciła kilka lat, trochę pieniędzy. Prawa do mieszkania nie nabyła. Wciąż mieszka w wynajętym.

 I już wie, że trzeba było posłuchać pośredniczki.

Nauczyła się, że nabycie praw do nieruchomości wymaga aktu notarialnego! Nawet, jeśli dzieje się to w rodzinie.

 

blanka@bdobrowolska.pl

 

 

 

 

Dodaj komentarz