Abraham Masłow stwierdził, że człowiek swoje potrzeby zaspakaja stopniowo, zaczynając od fizjologicznych. Jeśli te podstawowe potrzeby są zaspokojone, człowiek może stawiać sobie ambitniejsze cele, rozwijać się, uczyć i pomagać innym. Wśród podstawowych potrzeb Masłow umieścił mieszkanie.
Przyszedł czas, że w moim życiu nastąpił przełom. Rozpadło się moje małżeństwo, straciłam dom a przy okazji pracę. Zostały mi dzieci. Samotne matki są zdeterminowane do działania. Musiałam działać i ja. Wynajęłam mieszkanie. Nie było spełnieniem marzeń. Ale było, mogłam więc skupić się na poszukiwaniu pracy. Przeglądałam prasowe ogłoszenia. Internet wtedy nie był tak popularny, jak jest teraz. Wszystko, czym świat handlował, było w Gazecie Wyborczej. Nic nie przykuwało mojej uwagi. Aż do dnia, w którym znalazłam ogłoszenie „zatrudnię do biura nieruchomości”.
Wydało mi się, że świat rzucił mi taką linę, po której wciągnę się na szczyt! Byłam przekonana, że jest to praca dla mnie! Nie wiedziałam jeszcze dlaczego.
Pojechałam na spotkanie. Padały pytania, padały odpowiedzi. Było miło. Czułam się pewnie, bo miałam spore doświadczenie w pracy z ludźmi. Na koniec usłyszałam:
– Jest pani jedyną osobą, która nie zapytała, ile będzie zarabiać. Ma pani wszystko, czego szukamy. Chętnie zatrudnilibyśmy panią, ale nie ma pani samochodu! Fakt, nie miałam.
Za to miałam już wyznaczony kierunek do działania. Byłam pewna, że to jest to, co chcę robić. Mówi się o tym, że jeśli się czegoś bardzo chce, to świat stanie na głowie, aby nam to dać. Nowi znajomi opowiadali mi, o tym, jak szukali i znaleźli swoje mieszkanie. Opowiadali o agencji, która im w tym pomogła i o tym, że zaprzyjaźnili się z właścicielami tej agencji. Wiedziałam, że to jest to. Dwa dni później dostałam swoje biurko, telefon i plik kartek z ofertami.
Tak zaczęła się moja przygoda z zawodem, który stał się moją pasją.
Przez dwa lata wysłuchałam dziesiątków ludzi i dziesiątkom towarzyszyłam w poszukiwaniach. Bardzo wiele osób kupiło przy moim wsparciu własne mieszkanie.
A mnie doskwierał brak wiedzy.
W biurze, w którym pracowałam, nie było szkoleń. Wiedza zdobyta na własną rękę nie upoważniała do czynności, które były zarezerwowane dla właściciela agencji. A ja chciałam więcej…
I zdarzyła się okazja.
Moje życie znów uległo zmianie. Tym razem na dobre. Nowy partner, nowe dziecko i sporo wolnego czasu, na naukę. Rok odpowiedniej szkoły, potem państwowy egzamin. Trudno było zdać, a ja zdałam! I tak zostałam pośrednikiem w obrocie nieruchomościami. Z własnym numerem rejestrze, własną pieczątką i z licencją.
Własne, rozbudowane biuro po dwóch latach upadło. A mnie zostały pytania. Co zrobiłam źle?
Dlaczego wcześniej szło mi tak dobrze a teraz, kiedy mam wiedzę, własne biuro, pracowników – nie wyszło?
Okazało się, że byłam swoim własnym wrogiem.
Szłam dobrą ścieżką, ale z niej zboczyłam. To, co najbardziej podobało mi się w tej pracy, odrzuciłam, by robić coś, do czego nie mam talentu.
Na początku mojej pracy, mówiłam, że sprzedaję marzenia, a potem o tym zapomniałam.
Porażka pozwoliła mi zrozumieć, że moją rolą jest poszukiwanie. To, co na początku dawało mi radość, satysfakcję i spełnienie to zadowolenie klienta, jego radość z odnalezienia swojego DOMU. Takiego, jakiego na tamtą chwilę poszukiwał, potrzebował i takiego, na jaki go było stać. Takiego, który dawał początek wszystkiemu.
Nie zatrudniam już ludzi. Nie uczę. Nie buduję biura. Pracuję sama i nie z każdym.
Słucham, rozmawiam, zadaję pytania. Pomagam znaleźć właściwe miejsce.
Zdobyta wiedza pozwala mi bezpiecznie przeprowadzić klienta przez meandry umów.
I mam satysfakcję, kiedy mój klient pisze o mnie tak: „Z Panią Blanka przed zakupem mieszkania rozmawiałam tylko dwa razy. Pierwszy, kiedy trafiłam na nią, dzwoniąc z ogłoszenia. Opowiedziałam jej wtedy jakiego mieszkania szukam. Później nie miałyśmy kontaktu, aż tu pewnego dnia Pani Blanka zadzwoniła z informacją, że ma dla mnie mieszkanie. I faktycznie miała. Dokładnie takie, jakiego chciałam i na ulicy, na której zawsze chciałam mieszkać”
Nie sprzedaję, pomagam kupić.