Mówi się, że pierwsza myśl jest najlepsza. Podobnie bywa przy zakupie mieszkania. Nie zawsze, ale często.
Kiedy przyszła wiosna w Katarzynie utrwalił się jeden cel – kupić mieszkanie. Była osobą zorganizowaną, planowanie miała w jednym palcu. Zaplanowała więc, że przez miesiąc będzie oglądać mieszkania, wybierze jakieś, podpisze umowę a potem zamieszka. Finansowanie miała, trochę pieniędzy własnych, resztę obiecali rodzice. Plan miała jasny. Wiedziała, jak wygląda ścieżka, kiedy chce się kupić nieruchomość.
Należała do ludzi, którzy uważają, że każdą pracę powinien wykonywać fachowiec. Powinien się na swojej pracy znać i wykonywać ją dobrze. Ona sama była dobra w tym co robiła i wierzyła, że tak powinno być z każdym, kto wykonywał jakiś zawód.
Mój telefon znalazła w sieci, zapewne przy jakimś ogłoszeniu. Zadzwoniła, bo spodobało się jej moje imię. Umówiłyśmy się, przyjechała do mojego biura, porozmawiałyśmy sobie. Ustaliłyśmy zasady gry. Warunki obowiązujące nas obie. Katarzyna opowiedziała o wszystkim, co było dla niej ważne. Rozstałyśmy się w nadziei na miłą współpracę i szybką realizację zamierzenia.
Każda z nas poświeciła się swojej pracy. Poszukiwania właściwych ofert zajęły mi kilka dni. Potem umówiłam spotkania i pojechałyśmy oglądać.
Pierwsze mieszkanie było na Bielanach. Ciche osiedle, niskie bloki, w otoczeniu drzew. Zadbane trawniki, czysta okolica. Mieszkanie przytulne. Nic nowoczesnego, ale nie nowoczesności Katarzyna szukała. Mieszkanie obejrzała. Postała chwilę na balkonie. Pouczona przeze mnie wcześniej, emocji nie okazała żadnych. Po wyjściu rozbłysła wewnętrznym światłem.
– Podoba mi się to mieszkanie! – krzyknęła.
– Czy w takim razie kończymy poszukiwania? – Zapytałam.
Katarzyna jednak otrzeźwiała i stwierdziła:
– Chcę zobaczyć chce pozostałe mieszkania z listy, a potem może jeszcze inne i wtedy zdecyduję. No bo to pierwsze przecież. A może wśród kolejnych będzie coś fajnego i byłoby szkoda przeoczyć –
– Czasami pierwszy wybór jest najlepszy i jeśli poczuła się pani w tym mieszkaniu dobrze, to może szkoda czasu na dalsze szukanie? – upewniałam się. Katarzyna była jednak pewna.
Tego dnia zobaczyłyśmy jeszcze jedno mieszkanie. Dwa dni później kolejne i jeszcze kilka. Byłyśmy na Pradze Południe, na Ochocie, zwiedziłyśmy Żoliborz. Katarzyna już po trzecim mieszkaniu zaczęła wspominać to pierwsze. Przyszło mi do głowy, że tylko Bielany wchodzą w rachubę.
I znalazła się wreszcie oferta na Bielanach, spełniająca wszystkie wymagania Katarzyny. Mieszkanie w podobnym bloku jak to pierwsze, z takim samym rozkładem, nawet piętro to samo. Był tylko jeden problem.
– Ja bym chętnie pokazała to mieszkanie, ale wie pani jak to jest – powiedziała agentka, która była właścicielką oferty.
– Sprzedający mi nie płaci, muszę liczyć na prowizję od kupującego. No to jak pani widzi, transakcji razem nie zrobimy – I tyle.
Poinformowałam Kasię, że owszem, mieszkanie podobne do pierwszego jest, ale dla mnie niedostępne, więc skoro ja nie mogę jej pokazać, to ona musi umówić się sama…Katarzyna stwierdziła, że mowy nie ma, ona chce ze mną, więc szukamy dalej. Lojalność klientki wywarła na mnie duże wrażenie.
Oglądałyśmy więc mieszkania w innych dzielnicach. Katarzyna była bliska decyzji o zakupie dwa razy. Obydwa mieszkania były na Pradze. Jedno z nich na tyle ujęło Katarzynę, że umówiłyśmy się na umowę przedwstępną. Czułam jednak, że coś jest nie tak. Niby decyzja podjęta, niby Katarzyna pewna tej decyzji, ale widziałam, że coś ją trapi. Poszłyśmy na krótki spacer. Zapytałam, czy jest pewna że chce kupić to mieszkanie? Katarzyna zawahała się. Zwolniła krok
– Pani Kasiu, powiedziałam – nie musi pani kupować, jeśli nie jest pani pewna, to przecież na lata będzie pani dom – Katarzyna zatrzymała się, uśmiechnęła się,
– to szukamy dalej – powiedziała z werwą. Miałam wrażenie, że wielki ciężar spadł jej z ramion.
Zobaczyłyśmy jeszcze dwa mieszkania. A ja wiedziałam, że to żadne z nich i wiedziałam, co należy robić.
– Pani Kasiu – powiedziałam – musi się pani umówić na oglądanie tego mieszkania na Bielanach i kupić je, jeśli to będzie to właściwie.
– ale jak to? Bez pani mam kupić? Przecież straci pani prowizję? – Kasia patrzyła na mnie nie rozumiejąc.
– ale ja już nie jestem w stanie zrobić dla pani nic więcej. Będziemy oglądały, traciły czas a pani już przecież wybrała – stwierdziłam.
To był ostatni raz, kiedy widziałam Katarzynę. Zadzwoniła do mnie za jakiś czas.
– Kupiłam to mieszkanie! Ale chciałabym pani zapłacić – uśmiechnęłam się.